Zachęcamy do lektury pierwszej części historii przybycia i trudnych początkach pracy Sióstr Michalitek. Siostry przybyły do Fary 29 sierpnia 1941 roku na zaproszenie ówczesnego proboszcza ks. Wacława Kosińskiego.
Archiwalne zdjęcia Sióstr Michalitek w Farze
29 sierpnia 1941 roku do pracy przy ul. Rwańskiej przybyły: jako pierwsza s. Germana Mentel, a dwa tygodnie później s. Gabriela Sporniak. Dom w swych początkach jako jedyny nie miał charakteru wychowawczego. W październiku 1941 roku do Radomia przyjechały delegatki Matki Generalnej. Po zbadaniu warunków i potrzeb placówki oraz podjęciu decyzji o jej prawnym otwarciu, do pracy w Radomiu skierowano jeszcze dwie siostry: s. Jolantę Bociańską i s. Hieronimę Banaś, które rozpoczęły pracę od 17 października 1941 roku. Pierwszą przełożoną wspólnoty została s. Gabriela Sporniak. Patronem placówki został św. Kazimierz Królewicz - patron miasta Radomia. Początki pobytu i pracy Sióstr przy ul. Rwańskiej były bardzo trudne. Mieszkania były zimne, siostry często cierpiały głód, brakowało najpotrzebniejszych rzeczy. Jednak największym cierpieniem były upokorzenia ze strony niechętnych im osób, które traktowały siostry jak intruzów.
W pierwszej kronice domu zakonnego Sióstr Michalitek przy ul. Rwańskiej w Radomiu, pod datą 28 sierpnia 1941 roku zostały zapisane słowa: "Przy ul. Rwańskiej 6 w Radomiu jest bardzo stary, z XIV wieku Kościół pod wezwaniem św. Jana Chrzciciela. Na placu kościelnym są dwa domy: biały, piętrowy i trzy piętrowy czerwony, w którym znajduje się duża sala parafialna. Pierwsze i drugie piętro tego domu zamieszkują księża wikariusze i prefekci. Ponieważ wielka parafia potrzebuje wielu księży do obsługi kościoła i szkół nasunęły się trudności związane z ich wyżywieniem. Część księży uczęszczała na obiady do Pań Zytek, a śniadania i kolacje przyrządzali sobie sami, niektórzy mieli służące, co sprawiało im dużo kłopotu. Ordynariusz diecezji Sandomierskiej, Jego Ekscelencja Ks. bp Jan Lorek widząc ich trudności i chcąc im przyjść z pomocą, polecił ks. Kan. Wacławowi Kosińskiemu postarać się o siostry zakonne, które by mogły zająć się kuchnią. Ponieważ nasze siostry zostały przez Niemców wysiedlone z Przytyka i mieszkały tymczasowo u SS. Szarytek w Radomiu przy ul. Kelles Krauza, ks. kanonik postanowił sprowadzić je do parafii i zlecić im wymienioną pracę. Po zapoznaniu się z ks. Kan. Wacławem Kosińskim siostry udały się razem na miejsce swej pracy. Na pierwszym piętrze była mała kuchenka, a przy niej spiżarnia, na drugim piętrze był zaś pokój mieszkalny dla sióstr. Warunki mieszkaniowe były bardzo ciężkie, ale siostry nauczone poprzestawać na małym, przyjęły je."
Natomiast pod datą 1 września 1941 roku czytamy: "Nie było żadnego zaopatrzenia kuchni w sprzęt gospodarczy. Ks. wikary Stanisław Sikorski dostarczył trochę prowiantu: bochenek chleba, trochę cukru i kaszy, czajnik na herbatę i nieco węgla. S. Maria Przybyło przywiozła z Przytyka inne "luksusy": trochę śmietany, jaj, kapusty, pomidorów, a nadto dała na zagospodarowanie się 25 zł. W takich warunkach rozpoczęła się praca. W pierwszym dniu na śniadanie przybył tylko ks. Sikorski, na obiad oprócz niego przyszedł jeszcze ks. Wojciech Staromłyński oraz prefekt ks. Edward Stępień. Ks. Staromłyński, który przeniesiony został do Radomia, obdarzył nas swoim zlikwidowanym gospodarstwem, przyniósł nam trochę naczyń kuchennych i nakryć stołowych, a swój pokój po umeblowaniu własnymi sprzętami przeznaczył na jadalnię”.
Warunki były bardzo ciężkie, bo był to czas okupacji. Trudno było zdobywać środki spożywcze, były przydziały, ale Opatrzność Boża czuwała nad Księżmi i siostrami. Znajdowali się życzliwi ludzie, którzy niejednokrotnie pomagali. Stopniowo Siostry zdobywały sobie serca i uznanie wytrwałą pracą i wielką pokorą.
Od początku pobytu przy parafii farnej siostry zajęły się opieką nad kościołem, praniem i naprawą bielizny kościelnej. "Pracy było dużo, ale siostry z humorem i radością zabierały się do niej."
Poza zwykłymi zajęciami czyli przygotowywaniem posiłków, robieniem zakupów, sprzątaniem u księży i obsługą kościoła siostry zajęły się haftem i robótkami ręcznymi. Początkowo na pożyczonej maszynie naprawiały bieliznę kościelną, szyły i haftowały. A za pierwsze zarobione pieniądze kupiły własną maszynę oraz trochę naczyń kuchennych i stołowych.
10 lipca 1942 roku do sióstr na Rwańskiej dojechała z Miejsca Piastowego wychowanka Aniela Tatar, która miała pomagać przy sprzątaniu i podawaniu do stołu. W marcu następnego roku została przyjęta do postulatu. Z kuchni prowadzonej przez siostry korzystało 12 kapłanów. W sierpniu 1944 roku dołączył do grupy kapłanów jeszcze ks. Piotr Gołębiowski, późniejszy biskup sandomierski, który objął zarząd kościoła Św. Trójcy. Kapłan ten okazał siostrom wiele życzliwości i pomocy.
Przez cały czas trwania wojny siostry także pomagały ludziom potrzebującym, wysiedlonym, ale też same przeżywały w związku z tym trudne momenty. Na początku 1943 roku zapisały w kronice: "Przeżywamy lata okupacji niemieckiej. Pewnego dnia przeprowadzili Niemcy w naszym domu dokładną rewizję. Ponieważ jednak nic podejrzanego nie znaleźli koniec był szczęśliwy, gdyż odbyło się bez aresztowań. Na Sali parafialnej urządzili oni "postój", gromadząc tam ludzi pochwyconych w łapankach, aż do czasu wywozu. Dom nasz graniczy z żydowskim gettem. Ciężko przeżyłyśmy likwidację Żydów, szczególnie ostatnia noc tej akcji była okropna. Z lękiem myślałyśmy czy i nas nie spotka taki sam koniec”.
Przez cztery lata siostry posługiwały księżom, a na utrzymanie zarabiały szyciem i haftowaniem szat liturgicznych. Wciąż jednak przeżywały fakt, że nie pracują z dziećmi. W 1945 roku pojawiła się szansa takiej pracy...
O tym w kolejnej części.